Wiekopomna data. Trzeba ją zapamiętać, zapisać w kalendarzu, albo coś. A to dlatego, że to najzwyklejszy dzień, jakich w czerwcu nie brakuje. Taka mała forma głupawki. Nie, nie trzeba iść ze mną do specjalisty. W moim wieku to ponoć normalne. A do tego jeszcze w moim stanie. Euforii całkowitej oczywiście.
A ataku owej niepohamowanej niczym radości dostałam w piątek, i tak mnie trzyma. 21 czerwca 2013 roku przyszły do szkoły wyniki egzaminu gimnazjalnego. Poszły mi bardzo dobrze, jak na mój gust (co ja plotę, przecież przekroczyły moje najśmielsze oczekiwania względem nich). Także mam wytłumaczenie na głupoty, które zdarza mi się teraz robić.
Tak zaczynając z innej paki, to wczoraj miałam urodziny. Niby nic, niby nic i faktycznie nic. Mało kogo to obeszło oprócz rodziców, wujka, babci i przyjaciółek. Nawet chrzestna nie zadzwoniła. Zawiodłam się na nich. Ja zawsze pamiętałam o ich urodzinach, imieninach, rocznicach, itp. Przykro trochę. Nawet Google o mnie pamiętało i wysłało mi życzenia. Przeżyjemy. To im będzie głupio, jak zadzwonię do nich z życzeniami.
Melancholia, melancholią, a ja i tak się cieszę. Mam pierwszego obserwatora, który nawiasem mówiąc prowadzi świetnego bloga (otoportier.blogspot.com). Szczerze polecam.
Dobranoc wszystkim. Śpijcie dobrze.
"Audycja zawierała lokowanie produktu" :))
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Zapraszam częściej.
I wszystkiego dobrego z okazji urodzin!
A co do rodziny, pamięci itp., to powiem Ci, że gdy miałem może piętnaście lat, to rozmawiając z moją kuzynką i kuzynem po jakiejś większej rodzinnej kłótni OBIECALIŚMY SOBIE, że gdy będziemy dorośli, to będziemy też lepsi niż ONI. Wtedy to było dla nas coś oczywistego. Przyjaźń, zaufanie, wspólnota. Trele morele. Nie udało się. Z nią rozmawiam po kilka minut może dwa razy na miesiąc, z nim juz od lat wcale. I choć pewnie nie jest to akurat moja największa życiowa porażka, to jednak tamtej rozmowy nie potrafię zapomnieć. Do dzisiaj mnie boli.