,,Jak
przeskoczyć pudełko od zapałek?’’
- Ty durniu! Czy ty nie potrafisz
przyjąć do wiadomości jak to ma wyglądać? To ci to jeszcze raz wytłumaczę.
Najpierw bierzesz rozbieg, potem wybijasz się z LEWEJ nogi i pięknie
prześlizgujesz się nad tą głupią poprzeczką. Dotarło? – trener znowu na mnie
wrzeszczy. Jego twarz robi się wtedy czerwona. Nie wiem, czemu wymaga on ode
mnie wybijania się z lewej nogi. Zawsze udawała mi się ta sztuka z użyciem
prawej, ale w tym klubie wszyscy robią na odwrót.
Tak w ogóle, to ja się jeszcze
nie przedstawiłem. Nazywam się Arkadiusz Skrzypkowski, ale koledzy mówią na
mnie Arek lub Skrzypek. Mam dziewiętnaście lat i uczęszczam do czwartej klasy
technikum gastronomicznego. Odkąd pamiętam, zawsze lubiłem sport. Dużo biegałem
i już w podstawówce zdobyłem pierwsze medale na zawodach lekkoatletycznych.
Stosunkowo niedawno odkryłem, że dobrze skaczę wzwyż. Zapisałem się więc na
zajęcia w pobliskim klubie. Wspomnę jeszcze, że wtedy mieszkałem wraz z rodzicami i
siostrą Marleną we Wrocławiu. Na treningach było świetnie, znalazłem nowych
kolegów, trener był wspaniały i nikogo do niczego nie zmuszał. Szkoda było mi
opuszczać rodzinne miasto, ale ojciec dostał nową pracę aż w Warszawie i
wszyscy musieliśmy się przeprowadzić.
Tak zupełnie szczerze,
to stolica niezbyt przypadła mi do gustu. To bardzo hałaśliwe
i ,,prędkie’’ miasto. Jednak wielkim atutem mieszkania tu jest obecność w sąsiedztwie jednego z najlepszych klubów lekkoatletycznych w kraju. Jaki ja byłem dumny, że mnie przyjęli. Szkoda tylko, że czar prysł już po pierwszym treningu. Używanie wobec nas wyzwisk typu kretyn, czy półgłówek, było na porządku dziennym.
i ,,prędkie’’ miasto. Jednak wielkim atutem mieszkania tu jest obecność w sąsiedztwie jednego z najlepszych klubów lekkoatletycznych w kraju. Jaki ja byłem dumny, że mnie przyjęli. Szkoda tylko, że czar prysł już po pierwszym treningu. Używanie wobec nas wyzwisk typu kretyn, czy półgłówek, było na porządku dziennym.
A wracając do
początkowej wypowiedzi trenera. Jest na mnie wściekły, bo uparłem się na
ćwiczenie rekordu klubowego, tj. 2,30 m z wyskokiem z prawej nogi (z punktu
widzenia trenera ,,tej gorszej’’).
- Zrozumiałeś
kretynie? Używasz LEWEJ nogi! – krzyczy pan Artur (trener).
- Tak, proszę
pana. – odpowiadam z trochę udawaną pokorą.
Biorę rozbieg.
Pełna koncentracja. Wierzę, ze się uda. Biegnę. Myślę o lewej nodze. Zaraz
wyskok... NIE! To nie tak miało być! Porażka. Znów wybiłem się z prawej. Leżę
na materacu, a obok mnie poprzeczka.
- Czy ty
ćwiczysz skok w dal, czy wzwyż? W końcu wywalę cię z klubu. Niepotrzebny mi
jest ktoś, kto nie słucha poleceń i nie potrafi się dostosować. Od trzech
miesięcy ćwiczymy jedno i to samo, a poprawy brak. Jeśli na następnym treningu
nie wybijesz się tak, jak ja ci każę, to wylecisz stąd z wilczym biletem.
Zrozumiano? – trener znów krzyczy.
- Tak, panie
Arturze. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Wątpię. Idź
już lepiej do domu i mnie nie denerwuj. – złośliwy komentarz trenera zakończył
rozmowę.
W szatni
słyszałem, jak koledzy z klubu rozmawiają o mnie. Wydają się zadowoleni z tego,
że pan Artur się na mnie wyżywa. Nie ma wtedy pretensji do nich. Oni chcą,
żebym ja wyleciał. Nie tolerują mojej obecności w klubie. Chyba już niedługo
będą mogli przestać zmuszać się do przebywania ze mną w jednym pomieszczeniu.
Po przyjściu do
domu, próbowałem przemknąć się jak najciszej do swojego pokoju, bo nie chciałem
z nikim rozmawiać o tym, co powiedział mi trener. Miałem szczęście, bo w domu
była tylko Marlena. Zamknąłem drzwi na klucz, założyłem słuchawki, włączyłem
muzykę na cały regulator i rzuciłem się na łóżko. Teraz dopiero mogę
roztrząsnąć swój problem.
Nie wiem
dlaczego, ale mimo najszczerszych chęci, nigdy nie udało mi się wybić z lewej
nogi. Nie potrafię tego zrobić. Nie wyobrażam sobie, co ja zrobię, jak mnie
wyrzucą. Gdzie będę ćwiczył? Przecież ja kocham ten sport. Oprócz tego klubu jest tylko jeden całkiem niezły, tylko że na drugim końcu Warszawy. Nie będę w
stanie dojeżdżać tak daleko. Postaram się zrobić wszystko, żeby na środowym
treningu się udało.
- Synku, ty
chyba masz gorączkę. Pokaż czoło. – Mama przy wtorkowym śniadaniu zaczęła
rozmowę od zamartwiania się. Komu, jak komu, ale jej nie wolno się sprzeciwiać.
Poszła po termometr.
- Dziecko,
przecież ty masz prawie trzydzieści dziewięć stopni gorączki. Wyglądasz też
jakoś tak niewyraźnie. Nie boli cię przypadkiem gardło? Pokaż szyję. Chyba masz
powiększone węzły chłonne. Niedobrze to wygląda. Otwórz buzię, obejrzę twoje
gardło. Miałam rację. Zaczerwienione. Nigdzie dzisiaj nie idziesz. Zapiszę cię
na jutro do lekarza. – Trudno mi połapać się w tym całym natłoku słów i
czynności wykonywanych przez mamę. Dotarło do mnie tylko tyle, że na pewno nie
puści mnie jutro na trening. I jak ja się wytłumaczę trenerowi?
Cały wtorek
przeleżałem w łóżku. Jedynym plusem jest to, że nie musiałem pójść do szkoły.
Czuję się okropnie. Wszystko mnie boli. Z mówieniem też mam problem. Mama
kazała Marlenie poszukać w internecie, co mi dolega. Tylko zaczęła się jeszcze
bardziej zamartwiać, bo wyczytała, że mogę mieć mononukleozę. Niepotrzebnie się
zamartwia. To pewnie tylko angina.
Środowa wizyta u
lekarza zweryfikowała moje podejrzenia. Moja rodzicielka odetchnęła z ulgą.
Dostałem tylko jakieś tabletki na gardło i przykazanie niewychodzenia z łóżka
przez tydzień. Martwię się tylko tym, że opuszczę dzisiejszy trening. Pan Artur
się wścieknie. Liczę tylko na to, że choć raz zachowa się po ludzku i mi
wybaczy. Nadzieję warto mieć. Zobaczymy jak się akcja rozwinie...
- Nie interesują
mnie żadne twoje wyjaśnienia. Rozumiesz? Dałem ci szansę, a ty nie stawiłeś się
na treningu. To koniec twojej kariery w moim klubie. A ja się już postaram,
żebyś nie dostał się do żadnego dobrego klubu w tym mieście. Wynoś mi się stąd!
– Tak jak myślałem. Trener nawet nie chciał mnie wysłuchać. Wiedziałem, że to
się tak skończy. Zaraz po tym, jak mama pozwoliła mi wstać z łóżka, pobiegłem
poprosić pana Artura o jeszcze jedną szansę. Tylko na mnie nawrzeszczał i kazał
sobie iść. Z bólem serca musiałem opuścić siedzibę klubu. Ciekawe, co ja teraz
zrobię?
- Mamo, ale
dlaczego? Przecież tu jest nam dobrze. – Marlena ma struny głosowe niezłej jakości. Słyszeli ją chyba wszyscy
sąsiedzi. Bardzo jej się podoba Warszawa i nie chciała się z niej wyprowadzać.
- Córciu, musisz
nas zrozumieć. Tata ma objąć kierownictwo nad nową filią firmy. To dla niego bardzo
ważne. Tomaszów Mazowiecki to nie jest znowu taka mała miejscowość. Znajdziesz
tam sobie nowe koleżanki. Arek jakoś nie ma nic przeciwko. – Mama jak zawsze
próbuje wszystkich uspokoić. Z reguły jej się to udaje. Właściwie, to nie
przeszkadza mi przeprowadzka. Pomimo chodzenia od czterech miesięcy do
technikum w Warszawie, nie znalazłem zbyt wielu kolegów. Liczyłem też, że uda
mi się dostać do klubu lekkoatletycznego w Tomaszowie. Czekam więc z
niecierpliwością na dzień wyjazdu. Nie ćwiczyłem skoków wzwyż już od miesiąca i
jest mi z tym coraz gorzej.
- Chłopcze,
przecież ty masz ogromny talent. Gdzieś ty się uchował? Masz jakieś osiągnięcia
z skoku wzwyż? – Trener tomaszowskiego klubu bardzo mnie polubił. Stwierdził,
że będzie dla niego przyjemnością trenowanie mnie.
- Nie, proszę
pana. Mój były trener twierdził, ze nie jestem wystarczająco dobry na zawody.
- Mów do mnie po
imieniu. Jestem Andrzej. Myślę, że poprzedni trener się pomylił.
Masz ogromną szansę na wielkie osiągi w tej dyscyplinie. Uważam też, że powinieneś pomyśleć o zgłoszeniu się na kwalifikacje do kadry narodowej na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Już pierwszym swoim skokiem przebiłeś wszystkich moich dotychczasowych wychowanków. – Pan Andrzej sprawił, że się chyba zaczerwieniłem. Nie zna mnie, ale już chwali. Nie mogę się już doczekać treningów.
Masz ogromną szansę na wielkie osiągi w tej dyscyplinie. Uważam też, że powinieneś pomyśleć o zgłoszeniu się na kwalifikacje do kadry narodowej na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Już pierwszym swoim skokiem przebiłeś wszystkich moich dotychczasowych wychowanków. – Pan Andrzej sprawił, że się chyba zaczerwieniłem. Nie zna mnie, ale już chwali. Nie mogę się już doczekać treningów.
Marlena nie
odzywa się do nikogo od tygodnia. Obraziła się o tą przeprowadzkę. Liczę, że
niedługo jej przejdzie. Tak jakoś smutno jest w mieszkaniu bez jej ciągłej
paplaniny. Nie mam też komu się wygadać. Uwielbiam ten klub. Jest spokojnie,
bez nerwów, bez krzyku, wyzwisk i zmuszania do czegokolwiek. Wciąż jednak nie
jestem w stanie przeskoczyć 2,30 m. Martwię się tym, bo chciałbym choć trochę
odwdzięczyć się panu Andrzejowi za jego poświęcenie.
Już niedługo
odbywają się wstępne kwalifikacje. Czekam na nie z niecierpliwością, ale i ze
strachem. Głowę mam teraz zaprzątniętą tylko treningami. Mama nie będzie
zadowolona jak zobaczy moje oceny z ostatnich kartkówek, ale chyba nie będzie
tak źle. Trzeba być dobrej myśli. Zabawne, ze człowiek w przeciągu kilku
tygodni może z pesymisty zmienić się w ,noszącego stale różowe okulary, optymistę. Chodzę cały w skowronkach. Przyjaciela nadal nie znalazłem, ale nie
martwi mnie to już tak bardzo. Jak widać, jestem typem samotnika.
Kwalifikacje już
jutro. Nie wiem, czy zasnę tej nocy. Przeraża mnie to, że mogę popełnić jakiś
błąd i sam siebie zdyskwalifikuję. Ta myśl jest nie do zniesienia. Nie potrafię
skupić się na niczym innym.
Tata wziął w
pracy wolne, aby móc osobiście zawieźć mnie do Warszawy. Ze zdenerwowania cały
się trzęsę. Rano miałem problem ze zjedzeniem choćby małej kanapki. Ale coś musiałem przełknąć. Wierzę, że się uda. Za chwilę wyjeżdżamy. Czy włożyłem
odtwarzacz muzyki do kieszeni? Coś przecież po drodze muszę robić.
Na miejscu mało
nie padłem trupem. Zobaczyłem mojego byłego trenera z jednym z moich
ex-kolegów. Oni też przyjechali na te eliminacje. Mimo, że nie jestem mściwy,
to chciałem, by im się nie powiodło. Zaraz sobie jednak przypomniałem o zasadach
fair play i o równych szansach dla wszystkich. Okazało się, że jesteśmy w
kolejce tuż za nimi. Czas oczekiwania dłużył mi się przez to niesamowicie.
Wychowanek pana Artura kręcił się niespokojnie przez jakiś czas i łypał na mnie
groźnie. Nagle zerwał się z ławki i pobiegł w stronę drzwi. Mój były trener, zajęty rozmową telefoniczną, nie zauważył braku podopiecznego. Na
jego zniknięcie zwrócił uwagę dopiero wtedy, gdy mieli już wchodzić. Podszedł
wtedy do mnie i taty, twierdząc, że to
my spowodowaliśmy ucieczkę Michała. Zwymyślał mnie przy wszystkich, ale zanim
zdążyłem zareagować na tę zniewagę, nadeszła moja kolej. Z bijącym sercem
wszedłem do pomieszczenia.
Pierwsze, co
zobaczyłem, to poprzeczka. Zawieszona była na wysokości 2,20 m. Przecież taka
wysokość nie stanowiła dla mnie żadnego problemu. Stres nagle gdzieś wyparował.
Przedstawiłem się i dostałem polecenie wykonania skoku nad ową poprzeczką.
Wziąłem długi
rozbieg. Serce zaczęło mi na powrót walić jak oszalałe. Modliłem się w duchu o
udany skok. Jeszcze chwila. Koncentracja. Start. Rozpędzam się powoli, powoli,
coraz szybciej. Ach. Udało się. Nie mogę w to uwierzyć! Udało mi się. Dostałem
skierowanie na kwalifikacje końcowe. Ale myślę, że mi się uda. Igrzyska coraz
bliżej. Jeśli chcę mieć osiągi, czeka mnie jeszcze sporo pracy. Najważniejsze,
to nie tracić nigdy nadziei na lepsze jutro. Przecież wszystko może się jeszcze
zdarzyć...
OMG ! <3 O.o
OdpowiedzUsuńCo?
OdpowiedzUsuń