Translate

niedziela, 24 marca 2013

Jak przeskoczyć pudełko od zapałek?


,,Jak przeskoczyć pudełko od zapałek?’’

- Ty durniu! Czy ty nie potrafisz przyjąć do wiadomości jak to ma wyglądać? To ci to jeszcze raz wytłumaczę. Najpierw bierzesz rozbieg, potem wybijasz się z LEWEJ nogi i pięknie prześlizgujesz się nad tą głupią poprzeczką. Dotarło? – trener znowu na mnie wrzeszczy. Jego twarz robi się wtedy czerwona. Nie wiem, czemu wymaga on ode mnie wybijania się z lewej nogi. Zawsze udawała mi się ta sztuka z użyciem prawej, ale w tym klubie wszyscy robią na odwrót.
Tak w ogóle, to ja się jeszcze nie przedstawiłem. Nazywam się Arkadiusz Skrzypkowski, ale koledzy mówią na mnie Arek lub Skrzypek. Mam dziewiętnaście lat i uczęszczam do czwartej klasy technikum gastronomicznego. Odkąd pamiętam, zawsze lubiłem sport. Dużo biegałem i już w podstawówce zdobyłem pierwsze medale na zawodach lekkoatletycznych. Stosunkowo niedawno odkryłem, że dobrze skaczę wzwyż. Zapisałem się więc na zajęcia w pobliskim klubie. Wspomnę jeszcze, że wtedy mieszkałem wraz z rodzicami i siostrą Marleną we Wrocławiu. Na treningach było świetnie, znalazłem nowych kolegów, trener był wspaniały i nikogo do niczego nie zmuszał. Szkoda było mi opuszczać rodzinne miasto, ale ojciec dostał nową pracę aż w Warszawie i wszyscy musieliśmy się przeprowadzić.
Tak zupełnie szczerze, to stolica niezbyt przypadła mi do gustu. To bardzo hałaśliwe
i ,,prędkie’’ miasto. Jednak wielkim atutem mieszkania tu jest obecność w sąsiedztwie jednego z najlepszych klubów lekkoatletycznych w kraju. Jaki ja byłem dumny, że mnie przyjęli. Szkoda tylko, że czar prysł już po pierwszym treningu. Używanie wobec nas wyzwisk typu kretyn, czy półgłówek, było na porządku dziennym.
A wracając do początkowej wypowiedzi trenera. Jest na mnie wściekły, bo uparłem się na ćwiczenie rekordu klubowego, tj. 2,30 m z wyskokiem z prawej nogi (z punktu widzenia trenera ,,tej gorszej’’).
- Zrozumiałeś kretynie? Używasz LEWEJ nogi! – krzyczy pan Artur (trener).
- Tak, proszę pana. – odpowiadam z trochę udawaną pokorą.
Biorę rozbieg. Pełna koncentracja. Wierzę, ze się uda. Biegnę. Myślę o lewej nodze. Zaraz wyskok... NIE! To nie tak miało być! Porażka. Znów wybiłem się z prawej. Leżę na materacu, a obok mnie poprzeczka.
- Czy ty ćwiczysz skok w dal, czy wzwyż? W końcu wywalę cię z klubu. Niepotrzebny mi jest ktoś, kto nie słucha poleceń i nie potrafi się dostosować. Od trzech miesięcy ćwiczymy jedno i to samo, a poprawy brak. Jeśli na następnym treningu nie wybijesz się tak, jak ja ci każę, to wylecisz stąd z wilczym biletem. Zrozumiano? – trener znów krzyczy.
- Tak, panie Arturze. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
- Wątpię. Idź już lepiej do domu i mnie nie denerwuj. – złośliwy komentarz trenera zakończył rozmowę.
W szatni słyszałem, jak koledzy z klubu rozmawiają o mnie. Wydają się zadowoleni z tego, że pan Artur się na mnie wyżywa. Nie ma wtedy pretensji do nich. Oni chcą, żebym ja wyleciał. Nie tolerują mojej obecności w klubie. Chyba już niedługo będą mogli przestać zmuszać się do przebywania ze mną w jednym pomieszczeniu.
Po przyjściu do domu, próbowałem przemknąć się jak najciszej do swojego pokoju, bo nie chciałem z nikim rozmawiać o tym, co powiedział mi trener. Miałem szczęście, bo w domu była tylko Marlena. Zamknąłem drzwi na klucz, założyłem słuchawki, włączyłem muzykę na cały regulator i rzuciłem się na łóżko. Teraz dopiero mogę roztrząsnąć swój problem.
Nie wiem dlaczego, ale mimo najszczerszych chęci, nigdy nie udało mi się wybić z lewej nogi. Nie potrafię tego zrobić. Nie wyobrażam sobie, co ja zrobię, jak mnie wyrzucą. Gdzie będę ćwiczył? Przecież ja kocham ten sport. Oprócz tego klubu jest tylko jeden całkiem niezły, tylko że na drugim końcu Warszawy. Nie będę w stanie dojeżdżać tak daleko. Postaram się zrobić wszystko, żeby na środowym treningu się udało.
- Synku, ty chyba masz gorączkę. Pokaż czoło. – Mama przy wtorkowym śniadaniu zaczęła rozmowę od zamartwiania się. Komu, jak komu, ale jej nie wolno się sprzeciwiać. Poszła po termometr.
- Dziecko, przecież ty masz prawie trzydzieści dziewięć stopni gorączki. Wyglądasz też jakoś tak niewyraźnie. Nie boli cię przypadkiem gardło? Pokaż szyję. Chyba masz powiększone węzły chłonne. Niedobrze to wygląda. Otwórz buzię, obejrzę twoje gardło. Miałam rację. Zaczerwienione. Nigdzie dzisiaj nie idziesz. Zapiszę cię na jutro do lekarza. – Trudno mi połapać się w tym całym natłoku słów i czynności wykonywanych przez mamę. Dotarło do mnie tylko tyle, że na pewno nie puści mnie jutro na trening. I jak ja się wytłumaczę trenerowi?
Cały wtorek przeleżałem w łóżku. Jedynym plusem jest to, że nie musiałem pójść do szkoły. Czuję się okropnie. Wszystko mnie boli. Z mówieniem też mam problem. Mama kazała Marlenie poszukać w internecie, co mi dolega. Tylko zaczęła się jeszcze bardziej zamartwiać, bo wyczytała, że mogę mieć mononukleozę. Niepotrzebnie się zamartwia. To pewnie tylko angina.
Środowa wizyta u lekarza zweryfikowała moje podejrzenia. Moja rodzicielka odetchnęła z ulgą. Dostałem tylko jakieś tabletki na gardło i przykazanie niewychodzenia z łóżka przez tydzień. Martwię się tylko tym, że opuszczę dzisiejszy trening. Pan Artur się wścieknie. Liczę tylko na to, że choć raz zachowa się po ludzku i mi wybaczy. Nadzieję warto mieć. Zobaczymy jak się akcja rozwinie...
- Nie interesują mnie żadne twoje wyjaśnienia. Rozumiesz? Dałem ci szansę, a ty nie stawiłeś się na treningu. To koniec twojej kariery w moim klubie. A ja się już postaram, żebyś nie dostał się do żadnego dobrego klubu w tym mieście. Wynoś mi się stąd! – Tak jak myślałem. Trener nawet nie chciał mnie wysłuchać. Wiedziałem, że to się tak skończy. Zaraz po tym, jak mama pozwoliła mi wstać z łóżka, pobiegłem poprosić pana Artura o jeszcze jedną szansę. Tylko na mnie nawrzeszczał i kazał sobie iść. Z bólem serca musiałem opuścić siedzibę klubu. Ciekawe, co ja teraz zrobię?
- Mamo, ale dlaczego? Przecież tu jest nam dobrze. – Marlena  ma struny głosowe niezłej jakości. Słyszeli ją chyba wszyscy sąsiedzi. Bardzo jej się podoba Warszawa i nie chciała się z niej wyprowadzać.
- Córciu, musisz nas zrozumieć. Tata ma objąć kierownictwo nad nową filią firmy. To dla niego bardzo ważne. Tomaszów Mazowiecki to nie jest znowu taka mała miejscowość. Znajdziesz tam sobie nowe koleżanki. Arek jakoś nie ma nic przeciwko. – Mama jak zawsze próbuje wszystkich uspokoić. Z reguły jej się to udaje. Właściwie, to nie przeszkadza mi przeprowadzka. Pomimo chodzenia od czterech miesięcy do technikum w Warszawie, nie znalazłem zbyt wielu kolegów. Liczyłem też, że uda mi się dostać do klubu lekkoatletycznego w Tomaszowie. Czekam więc z niecierpliwością na dzień wyjazdu. Nie ćwiczyłem skoków wzwyż już od miesiąca i jest mi z tym coraz gorzej.
- Chłopcze, przecież ty masz ogromny talent. Gdzieś ty się uchował? Masz jakieś osiągnięcia z skoku wzwyż? – Trener tomaszowskiego klubu bardzo mnie polubił. Stwierdził, że będzie dla niego przyjemnością trenowanie mnie.
- Nie, proszę pana. Mój były trener twierdził, ze nie jestem wystarczająco dobry na zawody.
- Mów do mnie po imieniu. Jestem Andrzej. Myślę, że poprzedni trener się pomylił.
Masz ogromną szansę na wielkie osiągi w tej dyscyplinie. Uważam też, że powinieneś pomyśleć o zgłoszeniu się na kwalifikacje do kadry narodowej na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Już pierwszym swoim skokiem przebiłeś wszystkich moich dotychczasowych wychowanków. – Pan Andrzej sprawił, że się chyba zaczerwieniłem. Nie zna mnie, ale już chwali. Nie mogę się już doczekać treningów.
Marlena nie odzywa się do nikogo od tygodnia. Obraziła się o tą przeprowadzkę. Liczę, że niedługo jej przejdzie. Tak jakoś smutno jest w mieszkaniu bez jej ciągłej paplaniny. Nie mam też komu się wygadać. Uwielbiam ten klub. Jest spokojnie, bez nerwów, bez krzyku, wyzwisk i zmuszania do czegokolwiek. Wciąż jednak nie jestem w stanie przeskoczyć 2,30 m. Martwię się tym, bo chciałbym choć trochę odwdzięczyć się panu Andrzejowi za jego poświęcenie.
Już niedługo odbywają się wstępne kwalifikacje. Czekam na nie z niecierpliwością, ale i ze strachem. Głowę mam teraz zaprzątniętą tylko treningami. Mama nie będzie zadowolona jak zobaczy moje oceny z ostatnich kartkówek, ale chyba nie będzie tak źle. Trzeba być dobrej myśli. Zabawne, ze człowiek w przeciągu kilku tygodni może z pesymisty zmienić się w ,noszącego stale różowe okulary, optymistę. Chodzę cały w skowronkach. Przyjaciela nadal nie znalazłem, ale nie martwi mnie to już tak bardzo. Jak widać, jestem typem samotnika.
Kwalifikacje już jutro. Nie wiem, czy zasnę tej nocy. Przeraża mnie to, że mogę popełnić jakiś błąd i sam siebie zdyskwalifikuję. Ta myśl jest nie do zniesienia. Nie potrafię skupić się na niczym innym.
Tata wziął w pracy wolne, aby móc osobiście zawieźć mnie do Warszawy. Ze zdenerwowania cały się trzęsę. Rano miałem problem ze zjedzeniem choćby małej kanapki. Ale coś musiałem przełknąć. Wierzę, że się uda. Za chwilę wyjeżdżamy. Czy włożyłem odtwarzacz muzyki do kieszeni? Coś przecież po drodze muszę robić.
Na miejscu mało nie padłem trupem. Zobaczyłem mojego byłego trenera z jednym z moich ex-kolegów. Oni też przyjechali na te eliminacje. Mimo, że nie jestem mściwy, to chciałem, by im się nie powiodło. Zaraz sobie jednak przypomniałem o zasadach fair play i o równych szansach dla wszystkich. Okazało się, że jesteśmy w kolejce tuż za nimi. Czas oczekiwania dłużył mi się przez to niesamowicie. Wychowanek pana Artura kręcił się niespokojnie przez jakiś czas i łypał na mnie groźnie. Nagle zerwał się z ławki i pobiegł w stronę drzwi. Mój były trener, zajęty rozmową telefoniczną, nie zauważył braku podopiecznego. Na jego zniknięcie zwrócił uwagę dopiero wtedy, gdy mieli już wchodzić. Podszedł wtedy do mnie  i taty, twierdząc, że to my spowodowaliśmy ucieczkę Michała. Zwymyślał mnie przy wszystkich, ale zanim zdążyłem zareagować na tę zniewagę, nadeszła moja kolej. Z bijącym sercem wszedłem do pomieszczenia.
Pierwsze, co zobaczyłem, to poprzeczka. Zawieszona była na wysokości 2,20 m. Przecież taka wysokość nie stanowiła dla mnie żadnego problemu. Stres nagle gdzieś wyparował. Przedstawiłem się i dostałem polecenie wykonania skoku nad ową poprzeczką.
Wziąłem długi rozbieg. Serce zaczęło mi na powrót walić jak oszalałe. Modliłem się w duchu o udany skok. Jeszcze chwila. Koncentracja. Start. Rozpędzam się powoli, powoli, coraz szybciej. Ach. Udało się. Nie mogę w to uwierzyć! Udało mi się. Dostałem skierowanie na kwalifikacje końcowe. Ale myślę, że mi się uda. Igrzyska coraz bliżej. Jeśli chcę mieć osiągi, czeka mnie jeszcze sporo pracy. Najważniejsze, to nie tracić nigdy nadziei na lepsze jutro. Przecież wszystko może się jeszcze zdarzyć... 

2 komentarze: