Śpię, jem, czytam. Śpię, jem, czytam. Śpię, jem, czytam. Oczywiście z niewielką ilością innych potrzebnych do przetrwania czynności pomiędzy. I tak minęły mi ferie. A "Makbet" leży. Póki co, przeczytałam tytuł, autora i wydawnictwo. I koniec. Czytam lektury, bo niestety muszę, ale akurat ten wytwór Szekspira odrzuca mnie, i to jeszcze jak. Nie wiem, może jest otoczone jakimś polem siłowym. O, albo ta książka została zaklęta. Dobra, to była kiepska wymówka. Naprawdę kiepska. No ale cóż. Starość nie radość, młodość nie wieczność, pogrzeb nie wesele. Wiem, że to przysłowie średnio tutaj pasuje, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Kupiłam sobie ostatnio coś wspaniałego. Cztery książki! Mama jeszcze o trzech nie wie, ale może się nie dowie. No co? Niby nadzieja matką głupich, ale przecież każda matka swoje dzieci kocha. No i głupi ma szczęście, nie?
Będąc ostatnio w Warszawie (miałam okazję się odchamić, więc pomyślałam sobie: "Czemu nie?") byłam świadkiem dość dziwnej sytuacji. Otóż natknęłam się na grupkę szalonych fanek brytyjskiego zespołu One Direction (niezbyt lubię, ale to nie znaczy, że kompletnie nie kojarzę). Dziewczyny były strasznie rozhisteryzowane i zaczepiały wszystkich ludzi w promieniu kilku metrów. Przezornie schowałam się za drzewem (których zresztą nie brakowało, w końcu byłam w parku) i postanowiłam obserwować sytuację. Każdą napotkaną osobę zapewniały o swojej dozgonnej miłości do członków tegoż zespołu i wypytywały o odczucia tych nieszczęśników co do ukochanego boysbandu. Jako, że nie stałam daleko, widziałam wyraźnie na ich twarzach różne emocje: dezorientację, strach, złość, zdziwienie, zaskoczenie, itp. Zdarzyła się nawet jedna dziewczyna, która przyznała się, że ich lubi. Została wtedy zasypana gradem pytań, dotyczących ich życiorysu. Wtedy zorientowała się, że ma do czynienia z bandą psychofanek. Próbowała się wyrwać z otaczającego ją wianuszka dziewcząt, ale nie dała rady. W końcu owa panna się wkurzyła i wygarnęła im (z użyciem łaciny podwórkowej), że to, co robią nie jest normalne i ona sobie nie życzy takiego zachowania wobec niej oraz, że jeśli jej teraz nie puszczą, to zadzwoni na policję. Ludzie, którzy zebrali się wokół podczas owej płomiennej przemowy bili jej brawo. A ja, no cóż. Nigdy więcej nie pójdę sama do parku. Boję się, że znowu napotkam jakieś wariatki.
Ja jestem całkiem tolerancyjna i wszystko rozumiem, ale nie takie akcje. Można być fanem kogoś. Ale jak można kogoś kochać, znając go wyłącznie z wyglądu? Nie powiem, że ja nie mam takich dziwactw. W końcu w jakimś stopniu też jestem dziewczyną (o nieciekawym wyglądzie, ale jednak dziewczyną!). Jestem fanką Eda Sheerana, lubię Brendona Urie i Toma Odella, a z aktorów podoba mi się Josh Hutcherson. Ale nie skaczę z tego powodu na ludzi na ulicy, bo jeszcze zachowałam resztki rozumu. Tak mi się przynajmniej wydaje i wcale nie zaprzeczę, gdy ktoś powie inaczej.
A co do Balladyny, to po prostu mamy niedługo w rawskiej odmóżdżatorni (tak, mówię o liceum) Miniatury Teatralne i trzeba coś wymyślić. Jeszcze nikt nic nie wymyślił, więc ja będę pierwsza. Początkowo planowałam zaproponować klasie wystawienie fragmentów "Balladyny" Słowackiego. Ale szukając jakichś nagrań, natrafiłam na "Balladynę 68,2", stworzoną pod okiem Jeremiego Przybory. Ta wersja tak mnie zauroczyła, że postanowiłam się poświęcić, napisać scenariusz na podstawie spektaklu (są niestety tylko nagrania) i pokazać go wspólnikom. Myślicie, że się uda?
Nie, nie jestem niezrównoważona psychicznie. Tak, piszę wiersze o śmierci. Tak, jestem dziwna. Tak, mam przyjaciół. Tak, zdarza mi się słuchać metalu (ale nie tego z darciem mordy). Nie, nie jem kotów. Tak, myję się codziennie. Tak, prowadzę zeszytowy pamiętnik. Nie, nie jestem psychiczna. Tak, jestem wolontariuszem w świetlicy. Nie, nie znęcam się nad dziećmi.
Taaaak. To powyżej napisałam, będąc w pełni rozumną istotą. Nie wiem w jakim celu to tam umieściłam, ale w jakimś na pewno. Bez powodu to ja tylko chodzę do szkoły i koegzystuję z normalnymi ludźmi. Gdyby ktoś wpadł przypadkiem na cel mojej wypowiedzi w poprzednim akapicie, niech da znać. A ja, cóż? Żegnam się z Państwem. Ahoj!
be happy!