Cóż dużo
Było miło, ale się skończyło. Teraz trzeba nadrobić tydzień zaległości w szkole. A ja i tak się cieszę. W końcu nie co dzień zostaje się adoptowanym dzieckiem klasy humanistycznej. Bo na wyjeździe było dziewięć dziewczyn z humana właśnie i tylko ja jedna z mat-geo, także pan Batorek zawsze się śmiał, że jesteśmy jego "dziesiąteczką".
I muszę wbić sobie do głowy, żeby nigdy nikomu obcemu nie przyznawać się do swoich lęków. Na spływie Dunajcem powiedziałam, że boję się wody, to stroili sobie ze mnie żarty. Jak się W. przyznała, że ma lęk wysokości, to jej wszyscy próbowali pomóc w przełamaniu strachu i śmiali się z niej. Ludzie są straszliwie okrutni. Ale nic ani nikt nie pobije naszych dwóch "koleżanek" i jednego "kolegi" z klas trzecich. A mianowicie chodzi mi o panny "lateksiary" i pana "słagera". One - w obcisłych portkach ze sztucznej skóry popylały i tylko narzekały, że gorąco, że wysoko, że zimno, że boli, itp. On - w spodniach z krokiem w kolanach, słagerską czapeczką i powtarzający w kółko: "To przerażające.". Nosz kurtka. I cały czas mieli do nas pretensje, bo za głośno gadamy, a ona ma kaca, bo przeszkadzamy jej w relaksie po "ostrej popijawie", bo jej jest niedobrze i będzie wymiotować. Dżizas. Planowałyśmy ich zrzucić ze skarpy, ale 12 lat za każdego, to trochę dużo.
Miało nie być długo, a jednak jest. Myślę, że teraz znowu będzie dłuższa przerwa, ale nic jeszcze nie jest pewne. Koniec końców, lubię pisać, nawet jeśli nikt tego nie czyta.
Wciąż zakatarzona, ale szczęśliwa
be happy!
Ależ czyta, czyta. I bardzo mu się podoba. Zwłaszcza to spokojne "planowałyśmy ich zrzucić ze skarpy" ;DD
OdpowiedzUsuńNormalka, dzień jak co dzień :)
No to czekam na tę nagrodzoną twórczość i pozdrawiam.