Translate

czwartek, 29 sierpnia 2013

Pamiętnik

Nie, nie chodzi mi o film. Znalazłam swoje podstawówkowe pamiętniczki z wpisami od znajomych. Miło było poczytać te krzywo napisane wierszyki z dużą ilością błędów ortograficznych, pooglądać koślawe rysunki, pozaglądać za poprzyklejane okienka i zagięte rogi... Przyjemnie.
Niby niezbyt lubię chodzić do szkoły, ale tak na serio to nie mogę się doczekać. Dlaczego? BIBLIOTEKI! Mnóstwo książek, które tylko czekają, aż je wypożyczę i przeczytam. I to jest większość rzeczy, dla których warto chodzić do tej naszej rodzimej odmóżdżatorni zwanej potocznie LO.
Dzisiaj (teoretycznie, to wczoraj, ale dopiero dzisiaj ustaliłyśmy miejsce) otrzymałam zaproszenie na herbatkę i naleśniki. Polecam, choć adresu nie podam. Nie zrobię im tego. Jeszcze by się do nich nazjeżdżało fanatyków malin, truskawek, serka i herbatki. Ale dowiedziałam się, jak załatwia się bilety miesięczne i ile kosztują. I to by było na tyle opisu dzisiejszej wizyty. Kiedyś się odwdzięczę.
Siedzę, leżę, stoję, czytam. I tak w kółko. Ostatnie dni wakacji upływają mi pod znakiem słodkiego lenistwa i czytania setny raz tych samych książek. Przynajmniej tyle mam z życia, bo kocham te woluminy miłością wieczną.
Żegna się z Wami na dzisiaj szczęśliwie zakochana w swoich książkach,
be happy!

niedziela, 25 sierpnia 2013

Co to eye liner?

Uh... Mama i te jej pomysły. Usiłuje nauczyć mnie, jak się robi makijaż. Nie powiem, że się nigdy nie malowałam, bo bym skłamała, ale nie jestem w tej dziedzinie ekspertką (przynajmniej w praktyce, bo w teorii jestem całkiem nieźle obcykana). Nie jest źle. Dla satysfakcji rodzicielki, nauczyłam się robić kreski na powiekach owym eye linerem. Jakie były z tym przeboje. Ale się w końcu udało. Ponoć znormalniałam od tego, ale ja nie czuję różnicy.
W piątek odbyło się moje spotkanie klasowe. Poznałam fajnych i ciekawych ludzi. Myślę, że będziemy zgraną klasą.
Zauważyłam, że odkąd wypisuję te bzdury, poprawiła mi się gramatyka. Jestem z siebie dumna. Nawet bardzo. Bo jak przeczytałam swoje wypracowania z pierwszej klasy gimnazjum, to się wystraszyłam. Tylko trochę żal, że nie da się w ten sposób poprawić charakteru pisma (a mój, jest tak nawiasem mówiąc, koszmarny). Nadziejuję, że w liceum się poprawi (tsa... nadzieja matką głupich).
Znalazłam w szafie podkoszulkę z Budką Suflera. Ludu mój, jak ja ich dawno nie słuchałam. Jak włączyłam starą playlistę z ich piosenkami, to trzy godziny bez przerwy puszczałam pętlę. Tyle wspomnień...
Hmm... Co by tu jeszcze? To chyba wszystko. Kiedy się zacznie rok szkolny, to na bank będę jeszcze rzadziej pisać z braku czasu (albo częściej, w myśl zasady "cokolwiek, byleby z daleka od podręczników").
Ach, no tak. Przypomniało mi się, że znalazłam ostatnio wspaniały cytat i chyba obiorę go sobie za motto życiowe. Autorem tychże słów jest Carl Orff, a sam cytat brzmi następująco: "Bądź uroczy dla swoich wrogów - nic ich bardziej nie złości.". Cała prawda, sama prawda i tylko prawda.
Żegnam się z Państwem. Do następnej notki :)

środa, 21 sierpnia 2013

Five o'clock tea.

A właściwie, to twenty-three o'clock tea :) Tak mnie jakoś wzięło na herbatkę nocną. Z siedmioma łyżeczkami cukru, ale nie wymieszana, bo słodkiej nie lubię. I tak sobie piszę i popijam Earl Grey'a. Smutne.
W piątek mam spotkanie z ludźmi, z którymi wyląduję po wakacjach w klasie. Dużo nas nie będzie, bo tylko jedenastka, ale dojdą też z mat-info, więc trochę się grono powiększy. Nie boję się zbytnio, bo sporo osób już znam z gimnazjum lub podstawówki. Mam nadzieję, że będzie ciekawie, bo jak zaczną nudzić, to się zmyję po angielsku.
*Popija herbatkę. Siorpie przy tym straszliwie.*
Uff... Nie zachlapałam klawiatury. To wyczyn w moim przypadku, bo już mi się kilka razy zdarzyła taka sytuacja. Więc wolałabym już tego nie powtórzyć. Mam do tego dobry powód. Nienawidzę korzystać z klawiatury ekranowej.
*Znów popija herbatkę. Tym razem już nie siorpie.*
Lubię herbatkę. A ostatnio uśmiałam się przy oglądaniu do spółki z babcią ,,S edzi Anny Marii Wesołowskiej". Zeznawał ludź, który próbował być poetą i mówił cały czas wierszem. I to z jaką powagą. No myślałam, że się popłaczę ze śmiechu. A wzmogła się taka potrzeba, gdy zauważyłam, że na progu od babcinego pokoju siedzi mały kotek sąsiadów i z wielkim zainteresowaniem przygląda się telewizorowi. No leżę i nie wstaję.
*Wypija herbatę do końca. Potem wgapia się w kubek i liczy, że w magiczny sposób herbata znów się w nim pojawi.*
Chyba nie mam magicznych zdolności. Herbata nie powróciła. Szkoda, bo nie chce mi się teraz iść i wstawić wody. Może jest ktoś chętny do zrobienia tego za mnie? I najlepiej niech sam ową herbatkę zaparzy i zaprosi mnie na gotowe. Byłabym tej osobie dozgonnie wdzięczna.
Wystarczy już poniżania się na internetach. Cześć.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Siniak na czole, i co wspólnego miał z tym budzik?

O pantofelku, powtórzę się, ale nie cierpię zakupów. Zwłaszcza z moją rodzicielką. Chociaż, nie powiem, z jednego zakupu jestem zadowolona. Po raz pierwszy sama, całkiem z własnej woli, przymierzyłam sukienkę na rynku, i tak szczerze mówiąc, to spodobała mi się. Więc ją kupiłam. Co dziwne, mamie też się podoba. A mamy zupełnie inne gusta. Także osiągnęłyśmy porozumienie, czy jakoś tak.
Nie wiem, czy piliście może już nowy pomysł Fortuny ,,bez dodatku cukru". Ja, we własnej osobie, dojrzałam je w markecie. Nie były drogie, więc kupiłam jeden "na spróbowanie". Powiem tak, dla wysublimowanych kubków smakowych (czyli takich jak moje), są całkiem niezłe. Reszta domowników stwierdziła, że wolałaby zjeść własne wymiociny, niż jeszcze raz się tego napić. Rachunek jest prosty. A jako, że jeszcze przez dwa tygodnie mam wakacje od matmy, liczcie sobie sami.
Zastanawiałam się ostatnio, jako że nieuchronnie będzie zbliżał się remont mego pokoiku, na jaki kolor przemalować ściany. Chciałam na czarno, ale mama poprosiła, żeby kolor był jednak mniej mroczny, straszny i satanistyczny. Pokój jest spory, w kształcie litery L i posiada tylko jedno małe okno. Poza tym, jest na poddaszu, więc trzy czwarte sufitu jest dość ostrym skosem. Kiedyś nawet, gdy wstawałam z łóżka, zbyt gwałtownie się poderwałam i oczywiście zarąbałam łbem o sufit. Potem musiałam chodzić z fioletowym sińcem na czole.
Pamiętam o recenzjach, tylko że nie chcę opiniować książki, którą już wiele razy czytałam, a tylko takie mam obecnie w swoich zbiorach. Czekam więc na pannę K., która za jakiś czas udostępni mi ,,Sprzedawcę broni" Hugh Lauriego. Nigdy nie słyszałam o tej książce, więc myślę, że uda mi się zrecenzować ją obiektywnie.
Na dzisiaj to tyle informacji o mnie. Przynajmniej większość z Was nie wie, kim jestem w realnym życiu. Pamiętaj W., że ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem. Zresztą, chyba domyślisz się o co mi biega :)
Dobranoc i kolorowych snów!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Ojć!

No taaak. Nie ma to jak wchodzić dzień w dzień na bloga i zbierać się do napisania notki. W każdym z tych momentów odzywał się we mnie wszechmocny leń i szybko wyłączałam internet. Straszne. Ale już powróciłam z krainy niepisaniowości.
W okresie między ostatnio dodaną notką a dniem dzisiejszym, sporo się działo. Zaczęło się i skończyło chodzenie na zarobek do rwania wiśni, zakup książek i całej reszty wyposażenia do szkoły, rewolucja modowa (czyt. zakupy w towarzystwie przyjaciółki i jej równie zwariowanej siostry), przekonanie mnie do kupna czarnych szpilek (czyt. zmuszenie mnie do zakupu). I tak właściwie, toby było na tyle. Po napisaniu okazało się, że wcale nie było tego tak dużo.
Zapomniałabym całkowicie, że przedwczoraj odkopałam w szafie gitarę, którą dostałam kilka lat temu na Gwiazdkę. Ogarnął mnie wtedy dziwny nastrój, którego nie potrafię nazwać, i zaczęłam uczyć się gry. Coś tam wybrzdąkam, ale mam nadzieję, że do końca wakacji czegoś się nauczę :).
Mam jeszcze małą, tyciusieńką prośbę. Jeżeli ktoś zobaczy, że zgodziłam się wejść do Pilicy, w której w tym samym czasie przebywa rodzina W., mój kuzyn i młodszy brat, niech mnie mocno walnie w głowę (czy jak to elokwentnie nazwał wujek - pusty barani łeb). Tak mnie obsypali piaskiem, że przez następny tydzień pozbywałam się go z włosów! Okropne uczucie. I ta woda w uszach i nosie. Zgroza.
Jak na tak długi okres czasu, notka krótka. Kiedyś to jeszcze nadrobię.
Do zobaczenia nie wiadomo kiedy.