Tak mnie jakoś tej nocy wzięło na napisanie czegoś w internecie. Chyba sobie niektóre moje posty wydrukuję, schowam i kiedyś pokażę wnukom, jakie kiełbie miała ich babcia we łbie, jak była młoda. Podejrzewam, że wtedy się mnie wyprą. A ja będę wredna i je wydziedziczę, a cały majątek oddam sąsiadom.
Ale nie wybiegajmy aż tak w przyszłość. Jest noc i nikt nie będzie próbował rozumieć moich pokrętnych wypowiedzi.
Dostałam od taty komplet świeczek zapachowych. Oczywistą rzeczą jest, że wszystkie zaraz wypróbowałam. Najbardziej spodobała mi się ta, o zapachu cytrynowym. Na drugiej pozycji uplasowała się wanilia, a trzeciej nagrody nie przyznałam.
A jak już jestem przy aromatach, woniach, czy jak to się tam zwie, to mam dość duży problem z wyborem perfum. Mam dwa flakoniki. Jeden dostałam ze trzy lata temu od jakiejśtam ciotki, której imienia nie pamiętam, ale są to ciężkie kwiatowe perfumy, które kompletnie mi się nie podobają, a drugi-od przyjaciółek-jest ładny, ale się kończy. Jasne jak słońce jest jednak to, że mama musi mnie przed każdym ważnym wyjściem wypsikać tymi od ciotki (bo jak można je wyrzucić) od stóp do głów i jeszcze poprawić drugimi. Szukałam perfum lekkich, orzeźwiających, w żadnym razie nie kwiatowych. Nie znalazłam. Bynajmniej nie w dziale dla kobiet. Owszem, były jedne jedyne damskie o zapachu zielonej herbaty i trawy cytrynowej, ale cena zwaliła mnie z nóg. Musiałabym cały dorobek z wakacji trzech lat na nie wydać. No bez przesady. Jeśli ktoś ma jakieś pomysły, to proszę o pozostawienie informacji w komentarzu.
Mój szalony obserwator z Generacji X posunął mi pomysł pisania recenzji. Muszę się nad tym zastanowić, bo nigdy jeszcze żadnej nie pisałam. Ba, nie przyszło mi to nawet do głowy. Może kiedyś spróbuję, a jak mi się spodoba, to ją tu może wstawię. W każdym razie, życzcie mi powodzenia.
Tak sobie mała, zwariowana be happy! ostatnio zauważyła, że dodaje coraz dłuższe notki. I nie wie kompletnie dlaczego. Jak przychodziło do napisania wypracowania, to jedną stronę było jej ciężko sklecić. A jak notki o nieinteresujących nikogo rzeczach czających się w jej głowie, to bez zastanowienia poematy układa. Ot, taka ironia losu.
Dobranox, ludzie.
Z pozdrowieniami,
be happy!
Ale za to opiszę tutaj. Tu przynajmniej obowiązuje częściowa anonimowość :)
Translate
sobota, 13 lipca 2013
środa, 10 lipca 2013
Coś ciekawego
Dawno nie pisałam. Znowu. Ale tak jest zawsze, więc przeżyję. Czy działo się w tym czasie coś wybitnie ciekawego? Raczej nie. Odkryłam zespół Room 94 (grany przez nich typ muzyki dość znacznie odbiega od moich dotychczasowych preferencji, ale o gustach się nie dyskutuje). Dostałam się do klasy matematyczno-geograficznej w liceum. Zostałam zmuszona do pomalowania paznokci na jaskrawoniebieski kolor. Zdałam egzamin do bierzmowania. Byłam z mamą na jagodach (nigdy więcej! ten makaron nie był tego wart). Dowiedziałam się, jak bardzo chcę odwiedzić Londyn (marzenie ściętej głowy). Co tam jeszcze było? Ach, no tak. Zapomniałabym o najważniejszym. Spędzam ostatnio strasznie dużo czasu na czytaniu fanfików związanych z serią J. K. Rowling. To chyba tyle. Myślę, że tyle informacji o moim prywatnym życiu tabloidom wystarczy :).
Zastanawiałam się ostatniej nocy (nie spałam, tylko myślałam - cóż za marnotrawienie czasu), czy ja się aby na pewno nie zgubię w Rawie Mazowieckiej. Przecież będę musiała pokonać odcinek pomiędzy przystankiem autobusowym, a moim nowym miejscem męczarni. A to jest jednak kilka zakrętów. Chyba przez pierwsze dwa tygodnie (co najmniej) będę wynajmować sobie przewodnika! A wracając do kwestii gubienia się, to owo liceum, do którego wybieram się po wakacjach mieści się w całkiem sporym budynku z dużą ilością drzwi i sądzę, że dość szybko stracę tam orientację w terenie. Zwłaszcza, że jeszcze nigdy w tej szkole nie byłam. Strach się bać po prostu.
Chciałam napisać jeszcze o czymś, ale nie chcę przedłużać tej notki w nieskończoność. Bo ktoś obcy wejdzie i się wystraszy, i będzie miał przeze mnie koszmary, i już więcej nie przeczyta żadnego bloga, a ja nie mogę na to pozwolić.
Co ja gadam? *walnęła z całej siły głową w biurko* Przecież i tak o tym napiszę. Jak nie teraz, to w Post Scriptum. Więc co się będę powstrzymywać?
Otóż męczy mnie sprawa...
Zastanawiałam się ostatniej nocy (nie spałam, tylko myślałam - cóż za marnotrawienie czasu), czy ja się aby na pewno nie zgubię w Rawie Mazowieckiej. Przecież będę musiała pokonać odcinek pomiędzy przystankiem autobusowym, a moim nowym miejscem męczarni. A to jest jednak kilka zakrętów. Chyba przez pierwsze dwa tygodnie (co najmniej) będę wynajmować sobie przewodnika! A wracając do kwestii gubienia się, to owo liceum, do którego wybieram się po wakacjach mieści się w całkiem sporym budynku z dużą ilością drzwi i sądzę, że dość szybko stracę tam orientację w terenie. Zwłaszcza, że jeszcze nigdy w tej szkole nie byłam. Strach się bać po prostu.
Chciałam napisać jeszcze o czymś, ale nie chcę przedłużać tej notki w nieskończoność. Bo ktoś obcy wejdzie i się wystraszy, i będzie miał przeze mnie koszmary, i już więcej nie przeczyta żadnego bloga, a ja nie mogę na to pozwolić.
Co ja gadam? *walnęła z całej siły głową w biurko* Przecież i tak o tym napiszę. Jak nie teraz, to w Post Scriptum. Więc co się będę powstrzymywać?
Otóż męczy mnie sprawa...
poniedziałek, 1 lipca 2013
Północ
Jest po północy, więc co ja tu do jasnej Anielki robię? A no tak. Nie śpię. Nie mogę. Roznosi mnie. Wściekłość, pogarda, żal, strach, zawód, jeszcze raz wściekłość, przerażenie, poczucie, że popadam w paranoję, itd. Wiem, że to irracjonalne, ale jestem babą i mam prawo być nielogiczna. Wierzcie mi, ale nikt nie chciałby mieć tak nierówno pod sufitem jak ja (psychiatryku - nadchodzę!).
A zaczynając z innej paki, to jako, że są już wakacje (i teoretycznie - lato), postanowiłam wstawić widzialny efekt mojej przetartej przez praskę chorej wyobraźni. Oto przed państwem wątpliwej jakości dialog o miłości bez happy endu i ostrzegam, że wszyscy umierają. A więc, drodzy czytelnicy, przygotujcie sobie pop-corn i kilka paczek chusteczek na otarcie łez. Zaczynamy.
A zaczynając z innej paki, to jako, że są już wakacje (i teoretycznie - lato), postanowiłam wstawić widzialny efekt mojej przetartej przez praskę chorej wyobraźni. Oto przed państwem wątpliwej jakości dialog o miłości bez happy endu i ostrzegam, że wszyscy umierają. A więc, drodzy czytelnicy, przygotujcie sobie pop-corn i kilka paczek chusteczek na otarcie łez. Zaczynamy.
- Alex, rusz się! Ileż można
przełazić przez siatkę? – nerwowym szeptem Shandy popędza dziewczynę. – Jeśli
się nie pospieszysz, to nas ktoś przyłapie!
- To nie jest wcale takie proste. Nie każdy jest urodzonym gimnastykiem i ... AUĆ! Głupi drut! Czy ja zawsze muszę mieć takie parszywe szczęście?
- Było nie planować wielkiej ucieczki z kolonii. Przecież nikt Ci nie kazał.
- Myślę, że pomimo moich problemów z tą koszmarną siatką, warto było. Kiedy tu jechałam, to nie spodziewałam się, że tu będzie tak nudno. Nic nam nie było wolno. – stwierdziła Alex.
I kto to mówi? – szepnęła rozbawiona Shandy. – A tak w ogóle, to mogłabyś mówić trochę ciszej? No chyba, że panna Robię – Wszystko – Zgodnie – Z – Regulaminem chce, żeby nas nakryli.
- Dobra, dobra. Nie histeryzuj. Nareszcie. Przeklęta siatka. Nigdy więcej. Następnym razem wezmę ze sobą drabinę.
- O ile będzie następny raz. Teraz musimy szybko dostać się na dworzec, a potem to już z górki. – odetchnęła z ulgą Shandy.
- Po co mamy iść na dworzec?
- Bo czymś musimy dojechać do domu i uważam, że pociąg to najszybszy, najtańszy i najbezpieczniejszy środek transportu.
- Ale Shandy, ja nie wzięłam z pokoju portfela.
- Co?! To jak ty chciałaś stąd zwiać? Autostopem?
- Nie wrzeszcz tak, bo nas ktoś usłyszy. Nie mówiłaś, że będą nam potrzebne pieniądze. Wtedy wzięłabym je ze sobą. Możesz więc obwiniać tylko i wyłącznie siebie.
- Ach, ty obrzydliwie grzeczna okropna dziewczyno. Przecież można się było domyśleć, że przy ucieczce będzie nam potrzebna forsa. I niby taka inteligentna jesteś. Niestety, co się stało, to się nie odstanie. Ale ja się jeszcze zemszczę. Oj, ty mnie jeszcze, drogie dziewczę, popamiętasz.
- Dobra, dobra. Bez zbędnego dramatyzmu, proszę. A latarkę wzięłaś? – zakończyła kłótnię vel zbyt głośną wymianę zdań Alex.
- No jasne, że tak. W przeciwieństwie do Ciebie, umiem się zorganizować. Już zapalam. No, gdzie jest ten przycisk? O, tu jest. – włączyła latarkę Shandy.
- Witam, moje drogie panie. Czyżby w środku nocy naszła Was ochota na spacerek? – z mroku wyłonił się pan Farazowski, opiekun nastolatek.
- Co, co, co, co paaaan tu, tu, tu, tu roooobi? – wyjąkała przerażona Alex.
- Wyszedłem sobie na wieczorny obchód korytarzy, ale z waszego pokoju nie dobiegały żadne dźwięki, wskazujące na obecność kogokolwiek. Znając charakter Shandy, postanowiłem sprawdzić teren dookoła ośrodka. Wtedy moją uwagę przykuła głośna rozmowa i dwie postacie mocujące się z siatką. I tak oto was znalazłem. Macie coś do powiedzenia w tej sprawie?
- Nie. No to może my już pójdziemy do swojego pokoju i sprawdzimy, czy nas tam nie ma? – nieśmiało zapytała Shandy.
- Ależ skąd. Ciebie, moja droga, osobiście wsadzę do pociągu. Jedźże wreszcie do domu i nie psuj mi nerwów.
- Naprawdę? – zapytała z nadzieją w oczach dziewczyna.
- Oczywiście, że nie. Obie macie szlaban do końca kolonii. Nie wyściubicie nosa poza ośrodek. Nie będziecie z nami nigdzie wychodzić. Ani na plażę, ani do sklepu, ani do muzeum. Nigdzie.
- Super. I tak nigdy nie lubiłam marnować mojego cennego czasu z tą bandą półgłówków z mojej grupy. Bardzo panu dziękuję! – zawołała szczerze ucieszona Shandy.
- Ach no i zapomniałbym o najważniejszym. Od jutra Alex zostanie przeniesiona do pokoju Claire, a jako, że obecna współlokatorka – Katy – wraca jutro do domu, nie będzie z nią problemu.
- Co?! Pan chyba żartuje! – wykrzyknęły naraz obie dziewczyny.
- Właśnie to, moje drogie panie. I taka reakcja mi się podoba.
- Ale przecież Claire mnie nie znosi. Ciągle mnie obraża. Jak pan może? – płaczliwym tonem zapytała Alex.
- Ot, tak po prostu, Alexandro. A teraz zmykajcie do pokoju. Chyba, że chcecie mieć jeszcze dodatkowo dyżury na stołówce.
- Ale możemy wrócić normalnie? Przez furtkę? Nie chciałabym znowu przeprawiać się przez tę kretyńską siatkę.
- To nie jest wcale takie proste. Nie każdy jest urodzonym gimnastykiem i ... AUĆ! Głupi drut! Czy ja zawsze muszę mieć takie parszywe szczęście?
- Było nie planować wielkiej ucieczki z kolonii. Przecież nikt Ci nie kazał.
- Myślę, że pomimo moich problemów z tą koszmarną siatką, warto było. Kiedy tu jechałam, to nie spodziewałam się, że tu będzie tak nudno. Nic nam nie było wolno. – stwierdziła Alex.
I kto to mówi? – szepnęła rozbawiona Shandy. – A tak w ogóle, to mogłabyś mówić trochę ciszej? No chyba, że panna Robię – Wszystko – Zgodnie – Z – Regulaminem chce, żeby nas nakryli.
- Dobra, dobra. Nie histeryzuj. Nareszcie. Przeklęta siatka. Nigdy więcej. Następnym razem wezmę ze sobą drabinę.
- O ile będzie następny raz. Teraz musimy szybko dostać się na dworzec, a potem to już z górki. – odetchnęła z ulgą Shandy.
- Po co mamy iść na dworzec?
- Bo czymś musimy dojechać do domu i uważam, że pociąg to najszybszy, najtańszy i najbezpieczniejszy środek transportu.
- Ale Shandy, ja nie wzięłam z pokoju portfela.
- Co?! To jak ty chciałaś stąd zwiać? Autostopem?
- Nie wrzeszcz tak, bo nas ktoś usłyszy. Nie mówiłaś, że będą nam potrzebne pieniądze. Wtedy wzięłabym je ze sobą. Możesz więc obwiniać tylko i wyłącznie siebie.
- Ach, ty obrzydliwie grzeczna okropna dziewczyno. Przecież można się było domyśleć, że przy ucieczce będzie nam potrzebna forsa. I niby taka inteligentna jesteś. Niestety, co się stało, to się nie odstanie. Ale ja się jeszcze zemszczę. Oj, ty mnie jeszcze, drogie dziewczę, popamiętasz.
- Dobra, dobra. Bez zbędnego dramatyzmu, proszę. A latarkę wzięłaś? – zakończyła kłótnię vel zbyt głośną wymianę zdań Alex.
- No jasne, że tak. W przeciwieństwie do Ciebie, umiem się zorganizować. Już zapalam. No, gdzie jest ten przycisk? O, tu jest. – włączyła latarkę Shandy.
- Witam, moje drogie panie. Czyżby w środku nocy naszła Was ochota na spacerek? – z mroku wyłonił się pan Farazowski, opiekun nastolatek.
- Co, co, co, co paaaan tu, tu, tu, tu roooobi? – wyjąkała przerażona Alex.
- Wyszedłem sobie na wieczorny obchód korytarzy, ale z waszego pokoju nie dobiegały żadne dźwięki, wskazujące na obecność kogokolwiek. Znając charakter Shandy, postanowiłem sprawdzić teren dookoła ośrodka. Wtedy moją uwagę przykuła głośna rozmowa i dwie postacie mocujące się z siatką. I tak oto was znalazłem. Macie coś do powiedzenia w tej sprawie?
- Nie. No to może my już pójdziemy do swojego pokoju i sprawdzimy, czy nas tam nie ma? – nieśmiało zapytała Shandy.
- Ależ skąd. Ciebie, moja droga, osobiście wsadzę do pociągu. Jedźże wreszcie do domu i nie psuj mi nerwów.
- Naprawdę? – zapytała z nadzieją w oczach dziewczyna.
- Oczywiście, że nie. Obie macie szlaban do końca kolonii. Nie wyściubicie nosa poza ośrodek. Nie będziecie z nami nigdzie wychodzić. Ani na plażę, ani do sklepu, ani do muzeum. Nigdzie.
- Super. I tak nigdy nie lubiłam marnować mojego cennego czasu z tą bandą półgłówków z mojej grupy. Bardzo panu dziękuję! – zawołała szczerze ucieszona Shandy.
- Ach no i zapomniałbym o najważniejszym. Od jutra Alex zostanie przeniesiona do pokoju Claire, a jako, że obecna współlokatorka – Katy – wraca jutro do domu, nie będzie z nią problemu.
- Co?! Pan chyba żartuje! – wykrzyknęły naraz obie dziewczyny.
- Właśnie to, moje drogie panie. I taka reakcja mi się podoba.
- Ale przecież Claire mnie nie znosi. Ciągle mnie obraża. Jak pan może? – płaczliwym tonem zapytała Alex.
- Ot, tak po prostu, Alexandro. A teraz zmykajcie do pokoju. Chyba, że chcecie mieć jeszcze dodatkowo dyżury na stołówce.
- Ale możemy wrócić normalnie? Przez furtkę? Nie chciałabym znowu przeprawiać się przez tę kretyńską siatkę.
Żartowałam. W tym dialogu nie było ani grama miłosnych uniesień. Przepraszam wszystkie zalane hormonami nastolatki za mój haniebny postępek. Błagam o wybaczenie również wszystkich sadystów, którzy liczyli na barwne opisy zabójstw bohaterów. Taka już moja przewrotność, iście severusowska, można by rzec. Dzięki za wytrwanie ze mną przez tyle miesięcy. Pozdrowienia i pobożne życzenie dobrej nocy dla wszystkich.
Niezrównoważona psychicznie be happy! vel Severus Snape
Subskrybuj:
Posty (Atom)